piątek, 29 lipca 2016

Wywoływanie. Dokładnie tak.

Wywoływanie tradycyjne, oczywiście. I chciałbym się tu skupić na przygotowaniu i ledwie paru tradycyjnych recepturach - bez fenidonu. Tyle na smartfonie, reszta już na jednostce obliczeniowej.

Co trzeba mieć, by wywoływać samodzielnie? Po pierwsze waga laboratoryjna, precyzyjna i odważniki. Moja jest szalkowa, ale równie dobrze może być elektroniczna - jubilerska, o czułości od 1/10 grama. Zlewka duża (1 litr) i ze dwie małe (0,5 litra). Łyżki do odmierzania i nabierania chemii, odrębna łopatka do mieszania roztworu.



W tym wypadku jest to stara radziecka waga szkolna i odważniki do niej.

Dalej potrzebna będzie chemia. Oczywiście. Ja korzystam z przepisów dość starych (przed 1946 rokiem), dlatego z reduktorów mam hydrochinon i metol. Potrzebne są jeszcze inne odczynniki, według używanych receptur. Minimalne ilości każdego z nich to: reduktory po 50 gram, konserwująca substancja 250 gram inne po 25 gram. Wystarczy to na cztery porcje po 1 litrze wywoływacza w normalnej wersji, lub kilkadziesiąt w wersji "oszczędnościowej" (np. wywoływacz Jardie'go).



Widzimy tu metol, hydrochinon, żelazicyjanek (do osłabiacza).
Wiadomo, że do przygotowania utrwalacza też potrzebne są odczynniki. Ale tych nie będę fotografował. Butelki są identyczne.

Wszystko razem powinno wyglądać mniej więcej tak:


Mamy wagę, odczynniki, czym i gdzie zamieszać. Potrzebna woda. Może być wodociągowa, ale koniecznie przegotowana (i to gotowana jakieś pięć minut). Do wywoływaczy "oszczędnościowych" woda musi być destylowana, odmineralizowana. Chemię rozpuszczamy w wodzie o temperaturze 35/40oC w 3/4 ilości przewidzianej w recepturze. Składniki rozpuszczamy w kolejności takiej jak w recepcie, następny dopiero wtedy gdy poprzedni jest dokładnie rozpuszczony. Chemii odmierzamy dokładnie tyle ile jest w przepisie. Trzeba odróżniać postaci uwodnione i bezwodne składników, to bardzo ważne! Wywoływacz filtrujemy przez lejek zaopatrzony w sączek z waty (wystarczy wcisnąć kulkę waty w rurkę lejka).


Jeśli przechowujemy wywoływacz w ciemnej szafce, butelki mogą być ze szkła białego lub plastyku bezbarwnego. Butelki powinny być różne w kształcie od butelek przeznaczonych do "spożywki".
To ważne, bo łatwo się pomylić (np. utrwalacz z octem, lub roztwór żelazicyjanku z żółtą oranżadą).
Jeśli przygotowujemy wywoływacz w postaci koncentratu (metolal lub kodalon), najlepiej rozlać go w małe buteleczki 100 ml z ciemnego szkła. Tak samo szkło ciemne (oranżowe lub zielone) potrzebne jest gdy wywoływacz stoi na półeczce w ciemni. Butelki powinny być wypełnione pod korek.

> TRUCIZNY powinny być oznaczone nalepką, tak by można było je rozpoznać od razu!<


Chemia fotograficzna występuje też w mało kłopotliwej (ale w sumie droższej) wersji konfekcjonowanej fabrycznie. Tu należy postępować z zaleceniami producenta zamieszczonymi na opakowaniu lub w ulotce załączonej do zestawu. Poniżej opakowanie do chemii "kolorowej" z byłego ZSRR.


Takie są ogólne zasady co do przygotowania roztworów, oczywiście należy dokładnie myć wszystko po pracy, bo wyschnięte plamy przeobrażają się natychmiast w agresywny dla materiałów światłoczułych i człowieka kurz. Po prostu trzeba robić czysto. I bez plam. Gdy mamy te wszystkie rzeczy, mamy pewność, że umieszamy sobie dokładnie to czego potrzebujemy.

Gdzie kupić chemię? Najlepiej w firmach specjalizujących się w obrocie odczynnikami, lub w Allegro, lub gdzieś przez internet... Bo ja wiem? Trzeba pytać, rozglądać się. Takie czasy.
W następnym poście będą przepisy na wywoływacze, utrwalacze i kąpiele osłabiające, osłabiająco - klarujące. I będą też takie, które nie walą po kieszeni. Dziś to ważne, bo chemii coraz mniej.

W zielonym poradniku Fotonu z Warszawy wszystko jest dokładnie opisane we wstępie, podane są receptury. Oto link do mojego postu na ten temat:    Zielony Poradnik Fotonu






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz