Tak sobie myślę, warto pisać o kompozycji w fotografii, o końcowym efekcie zdjęcia - BEZ powoływania się na świętości i dogmaty w sztuce graficznej, czy też malarstwie? Warto narazić się na śmieszność w świecie wypełnionym po brzegi Magistrami Sztuk Pięknych i Amatorami Form Skończonych i Doskonałych? Myślę, że można przynajmniej zaryzykować.
Po pierwsze: Czysta Karta
Format papieru A4 (21x31cm), czy obiektyw 50mm pokrywający obrazem format klatki 24x36mm. Co mają ze sobą wspólnego? Ich wspólną cechą jest naturalna zdolność objęcia wzrokiem ludzkim całości pokrytej nimi powierzchni naszej pięknej rzeczywistości. Oskar Branack wymyślając format małoobrazkowy właśnie to miał na myśli - naturalną zdolność zamknięcia jakiegoś wycinka rzeczywistości jednym rzutem oka, jakiejś konkretnej przestrzeni, bez widoków pokątnych .
Tak po prostu patrzymy na świat. Wszelkie inne formaty są wielokrotnością tego co obejmujemy wzrokiem, to co naturalne jest łatwiej przyjmowane przez nasz mózg.
Gdy widzimy baner, reklamę wielkopowierzchniową o dziwnych proporcjach, od razu to wychwytujemy, odruchowo i bezwiednie. Mózg lubi po prostu porządek. I to jest pierwsza rzecz, jaka jest ważna. Porządek.
Po drugie: To co widzimy
Pan Bóg podzielił świat linią horyzontu, odzielił niebo od ziemi, wprowadził porządek.
Linia horyzontu jest jedną z podstawowych, daje oparcie i fundament innym elementom pokazywanym na zdjęciach, czy w malarstwie. Oczywiście wtedy gdy pokazuje przestrzeń w której jest widoczna (zresztą nawet wtedy gdy jej nie widać, to ona jest). Gdy postawimy coś na linii horyzontu pojawia się perspektywa, a pokazywana przez nas przestrzeń nabiera głębi. Wzrok biegnie do elementu na horyzoncie, mózgownica wymyśla kierunki, zaczyna kombinować i szukać miejsca gdzie może przez chwilę odpocząć. Szuka mocnych punktów na których można zawiesić wzrok, i powstrzymać kompozycję przed nerwowym brakiem logicznego i uporządkowanego zakończenia linii horyzontu i perspektywy. W rezultacie można się domyślać, że linia horyzontu biegnąca od krótszego boku do krótszego, gdzieś w ich połowie jest jak najbardziej naturalna. Element postawiony na środku tej linii i perspektywa powstała w ten sposób wprowadza spokój i porządek w obrazie. To prawda, ale nudna prawda.
Po trzecie: Jak to widzimy
Jesteśmy w przeważającej większości ludźmi praworęcznymi. Piszemy od lewej do prawej.
Naturalna zdolność "płynięcia" wzroku razem z linią pisma ("od serca na zewnątrz"), wprowadza spokój i porządek. Litery pochyłe w prawo powodują, ze list czy druk czyta się łagodnie i z przyjemnością. Wszystko co nachylone wbrew temu naturalnemu kierunkowi wprowadza nerwowość, pokazuje destrukt w zamyśle piszącego. To samo stosuje się do elementów przedstawionych na fotografii. Właśnie ta zdolność powoduje, że widoki jakie obserwujemy
wprowadzają niepokój, lub wręcz przeciwnie - uspokajają i koją duszę.
Można przedstawiać świat tak jakby walił nam się na głowę, lub tak jakby ustępował nam spod nóg... Wszystko jest możliwe.
Po czwarte: Skąd patrzymy
Tak, to jest przecież ważne, z jakiego miejsca chcemy przedstawić tę rzeczywistość, którą utrwalamy. Tu zaczyna się kombinowanie z liniami perspektywy, przesuwanie linii horyzontu w dół lub w górę. Możemy patrzeć jak olbrzym, lub jak karzeł. Tak samo będzie odczuwał patrzący na nasze dzieło. O tym trzeba pamiętać.
Po piąte: O kurcze, ile tego jest!
Masz babo placek, w naturze jest wszystkiego o wiele więcej niż byśmy się spodziewali.
Na horyzoncie domy, drzewa, las nas atakuje, chmury, ptaki, jakieś góry. Jak to opanować?
Otóż jest też taka właściwość naturalna - obraz waży. Ciąży masą swych elementów, którymi wypełnia format. Możemy tą masę lokalizować na środku, czy przesuwać w dowolnym kierunku. Trzeba pamiętać o naturalnych podstawach dla tego co się pokazuje, by nie wywoływać wrażenia sztuczności/nienaturalności. Przykład? Drzewa - możemy je osadzić solidnie pokazując ich podstawę i podłoże, lub tak pokazać w perspektywie (gdy podstawy nie widać bo drzewo bardzo blisko obiektywu) inne drzewa, by płynnie uzasadniało to najbliżej nas. Nie wiem czy wybrnąłem z tego z humorem. Ale inaczej się nie da.
Po szóste: Kolor
Ten kolor jest wszędzie, on też waży w swej masie. Z drugiej strony działa na mózg jeszcze tym, jaki jest. Czerwony? - ostrzega, Pomarańczowy? - drażni, Czarny? - przygnębia itd, itp. Zajrzyjcie sobie do jakiegoś podręcznika psychologii. Psikusy kolor wyczynia wtedy, gdy mamy go oddać na czarno białym filmie... Wtedy lepiej patrzeć na to ile "waży" i jak jest rozmieszczony w obrazie który chcemy sfotografować. Ot taki myk, do którego trzeba trochę odwagi i doświadczenia.
Po siódme: Trzeba teraz wziąć to wszystko razem, czyli dziel i rządź
Nic nie stoi na przeszkodzie, by te naturalne właściwości każdego z nas, ćwiczyć i szkolić.
Naturalne dążenie do doskonałości i porządku (nawet u największych bałaganiarzy), powoduje,
że można przyjąć za pewnik to, że jesteśmy w stanie wykonać fotografię do przyjęcia przez 90% ludzkości. Bez względu na rasę, religię, i osobisty styl ;-)
Oczywiście należy wyćwiczyć w sobie zdolność do zauważenia tych wszystkich niuansów na pierwszy rzut oka. To jest możliwe. Nic nie stoi na przeszkodzie, by dzielić nasz format i mnożyć mini-kompozycje, wprawa przyjdzie sama. I zadowolenie.
To oczywiście w najmniejszym stopniu nie wyczerpuje tematu. Ale to co opisałem nic nie kosztuje i każdy to ma. Widać to na naszym forum przy okazji festiwalu drzew suchych, widoków płaskich, gór wypiętrzonych, orgii kolorów i tym podobnych tematów.
Możliwe, ze fotografowanie człowieka jest trudniejsze, portret na pewno łatwy nie jest.
Ale to czy możemy zwalczyć w sobie "antypatyczność" czyjąś jest tematem do następnego Majsterklepki. Człowiek jest też wyposażony w narzędzia proste względem drugiego, to też widać na fotografiach. Ale o tym po tym. Dyskutujcie, na pewno wniesiecie dużo dobrego do
mojego punktu widzenia...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz